Znacie takie uczucie, które ogarnia Was po wejściu na szczyt jakiejś góry? Ja znam je doskonale. Zawsze, ale to zawsze gdy wchodzę na szczyt góry, zapadam w krótką drzemkę. Mój miejski organizm dostaje takiego zastrzyku tlenu, że z radości nie wie co zrobić, więc od ręki... zasypia. Ten efekt najlepiej opisać za pomocą zdjęcia:
Trudno mi wyjaśnić to zjawisko, dlatego opiszę to Wam na przykładzie bieszczadzkiego szlaku na Tarnicę i Halicz.
Najpierw trzeba się dobrze wyspać, a potem dobrze zmęczyć. Zmęczenie powinno być prawdziwe, przeżywane na łonie pięknej przyrody.
Wyjść należy na szlak, a następnie wspiąć się stromą ścieżką aż na samą Tarnicę od strony Wołosatego, zatrzymując się po drodze jedynie na niezbędne czynności takie jak jedzenie, przyklejenie plastra na odcisk na palcu, krótki odpoczynek czy podziwianie widoków.
Dobrze jest także, gdy pogoda dopisuje, choć znamy i takich, którym deszcz na szlaku nie jest przeszkodą. Tych niech lepiej strzegą dobrze Bieszczadzkie Anioły. Cała reszta, czyli my właśnie, liczymy na dobrą pogodę i tylko wtedy zapuszczamy się w najpiękniejsze zakątki polskich Bieszczad.
Przejawia się ta dysfunkcja organizmu w przemożnym i nieopanowanym ziewaniu. Dozwolone jest jeszcze jak kot przeciąganie się. To na początek. Potem jest jeszcze ciekawiej.
Gdy wejdzie się następnie na te połoniny szerokie słońcem malowane, już nie tylko haust świeżego powietrza się zażywa, ale garściami całymi przeczyste górskie powietrze można brać. I wchłaniać w siebie. Dopóki się na Halicz nie zajdzie, wśród tych łąk zielonych i ścieżek wąsko wydeptanych.
A gdy niczym nowo narodzony bóg człowiek odprężony wstaje i do wędrówki się zbiera, iść może jeszcze godziny długie, aż mu się szlak na rozwidleniu nie skończy.
Nawet jeśli jest to szlak, którego ostatnie osiem kilometrów pokonuje się ścieżką żwirowaną, aż się do Wołosatego w końcu nie dojdzie. Znacie ten szlak?
Żeby kto nie pomyślał jednak, że jedynie Tarnica i Halicz takie niezwykłe właściwości posiadają, gdzie człowiek na miejscu zasypia, oto dowód niezbity, że niebezpieczeństwo takie czyha także na Szlaku Bukowego Berda.
No i jak? Wiecie już o co mi chodzi?
Trudno mi wyjaśnić to zjawisko, dlatego opiszę to Wam na przykładzie bieszczadzkiego szlaku na Tarnicę i Halicz.
Najpierw trzeba się dobrze wyspać, a potem dobrze zmęczyć. Zmęczenie powinno być prawdziwe, przeżywane na łonie pięknej przyrody.
Wyjść należy na szlak, a następnie wspiąć się stromą ścieżką aż na samą Tarnicę od strony Wołosatego, zatrzymując się po drodze jedynie na niezbędne czynności takie jak jedzenie, przyklejenie plastra na odcisk na palcu, krótki odpoczynek czy podziwianie widoków.
Dobrze jest także, gdy pogoda dopisuje, choć znamy i takich, którym deszcz na szlaku nie jest przeszkodą. Tych niech lepiej strzegą dobrze Bieszczadzkie Anioły. Cała reszta, czyli my właśnie, liczymy na dobrą pogodę i tylko wtedy zapuszczamy się w najpiękniejsze zakątki polskich Bieszczad.
Pierwsze objawy
Gdy już człowiek minąwszy tłumy niedzielnych turystów dotrze do stóp drewnianego (obecnie metalowego) krzyża, o – wtedy właśnie zaczynają dopadać go pierwsze objawy.Przejawia się ta dysfunkcja organizmu w przemożnym i nieopanowanym ziewaniu. Dozwolone jest jeszcze jak kot przeciąganie się. To na początek. Potem jest jeszcze ciekawiej.
Gdy wejdzie się następnie na te połoniny szerokie słońcem malowane, już nie tylko haust świeżego powietrza się zażywa, ale garściami całymi przeczyste górskie powietrze można brać. I wchłaniać w siebie. Dopóki się na Halicz nie zajdzie, wśród tych łąk zielonych i ścieżek wąsko wydeptanych.
Dotlenienie w praktyce
I tam oto, przyczajone w bezruchu zjawisko dotlenienia człowieka dopada, za gardło go chwyta i ku ziemi ciągnie. Tam mu oczy zamyka i umysł odejmuje. Na jak długo – różnie bywa. Zwykle kilka minut, lub tyle ile potrzeba, aż się człowiek najzwyczajniej w świecie wyśpi.A gdy niczym nowo narodzony bóg człowiek odprężony wstaje i do wędrówki się zbiera, iść może jeszcze godziny długie, aż mu się szlak na rozwidleniu nie skończy.
Nawet jeśli jest to szlak, którego ostatnie osiem kilometrów pokonuje się ścieżką żwirowaną, aż się do Wołosatego w końcu nie dojdzie. Znacie ten szlak?
Żeby kto nie pomyślał jednak, że jedynie Tarnica i Halicz takie niezwykłe właściwości posiadają, gdzie człowiek na miejscu zasypia, oto dowód niezbity, że niebezpieczeństwo takie czyha także na Szlaku Bukowego Berda.
No i jak? Wiecie już o co mi chodzi?
Ja mieszkam w górach i może dlatego mnie hiperwentylacja omija.Podejrzewam,że jest to związane ze zmianą ciśnienia atm.Gdy udaję się na niziny,to zmiana ciśnienia powoduje w moich uszach dziwne stuki i szybko jestem znużony.Inne ciekawe zjawisko w górach to"widmo Brockena",widzi się własny cień w dziwnej poświacie(mamidło górskie).Będąc na wieży,na Wielkiej Sowie zbliżała się burza,widok wspaniały.Słychać było dziwny syk na piorunochronie.Ale wolałem nie ryzykować i czmychnąłem do wnętrza wieży,po chwili waliły pioruny.Pozdrawiam:))
OdpowiedzUsuńchciałabym kiedyś spotkać takie mamidło. na pewno bym o tym napisała!
UsuńNie rozumiem o co chodzi. Mieszkam na wysokości 1800 m. n. p. m.
OdpowiedzUsuńDużo biegam, chodzę i nie mam problemów z oddychaniem.
Może to zwykłe zmęczenie. Kiedy idzie siępod górę, potrzebujemy dużo energii, nie każdy organizm jest w stanie wydać z siebie tyle mocy w krótkim czasie, dlatego czujesz się ospale. Nie sądzę jednak że ma to coś wspólnego z wysokością nad poziom morza.
Ja również podejrzewam, że nie tyle nagła senność ma coś wspólnego z wysokością nad poziom morza, bo ospale czuję się nawet na spacerze do lasu. jednak w wakacje jakoś częściej zdarza nam się chodzić po górach i to tam zawsze zostaję przyłapana na "nieplanowanej drzemce". ciekawa byłam, czy tylko ja mam takie doświadczenia :)
UsuńA może jest to spowodowane silnym dotlenieniem organizmu?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
też tak podejrzewam :) może to ta praca za biurkiem daje takie efekty na urlopie?
Usuńraczej zadyszka i brak kondycji;-)
OdpowiedzUsuńoooo taaak, w to jestem w stanie jak najbardziej uwierzyć :)
Usuń