Kruszyniany to jedna z dwóch wsi w Polsce, gdzie ocalał po wojnie drewniany meczet. Żyją tu obok siebie wyznający islam potomkowie dawnych Polskich Tatarów, wierni prawosławni i katolicy. Kiedyś na Kruszyniany mówiło się „triniedzielnaja” (trzyświąteczna) – w piątek świętowali muzułmanie – Tatarzy, w sobotę Żydzi, a w niedzielę katolicy i prawosławni.
Muzułmanie razem ze swoimi sąsiadami obchodzą katolickie, a następnie prawosławne Boże Narodzenie, potem Nowy Rok we wszystkich możliwych datach, i święto Wszystkich Świętych – najbardziej popularne w czasach kryzysu, bo na cmentarzu rozdawano cukierki. Taka tradycja.
Po sześciu latach wróciliśmy do Kruszynian. Zielony meczet ten sam, przewodnik Dżamil ten sam, tylko parking wielki wybudowany, a na nim autokary. Podjeżdżały jeden za drugim. Przy trzeciej wycieczce zdecydowaliśmy, że nie ma co czekać i weszliśmy do meczetu razem z 40-osobową grupą. Wszyscy się zmieścili. Te tłumy turystów były dla nas zaskoczeniem, bo gdy zwiedzaliśmy meczet sześć lat temu, w drzwi wetknięta była kartka – „Wracam za 15 minut”. Czekaliśmy pół godziny. Dołączyły do nas w tym czasie może z 4 osoby.
Meczet w Kruszynianach to najstarsza świątynia muzułmańska w Polsce. Łatwo ją rozpoznać na zdjęciach, bo ma cztery skromne wieżyczki zakończone półksiężycami. Do meczetu prowadzą osobne wejścia – centralne dla mężczyzn i boczne dla kobiet. Choć grupy wprowadzane są bocznym wejściem bez wyjątku. Ponieważ w Kruszynianach kręci się wielu turystów, przewodnik praktycznie cały czas jest na miejscu. Chyba że zachoruje albo wyjedzie. Ale nawet wtedy warto iść na Mizar, a potem do „Tatarskiej Jurty” na obiad.
Nasz przewodnik opowiadał, że czasem na cmentarzu dochodzi do zabawnych sytuacji. Arabski język jest dość trudny, a wersety z Koranu w tym języku to wyższa szkoła jazdy. Bywa, że zawierają błędy, są niemożliwe do odczytania lub – przez pomyłkę – zamieszczone na nagrobku w lustrzanym odbiciu (jeśli wzór wydrukowany komputerowo został źle naniesiony). Tak właśnie na muzułmańskim cmentarzu tradycja zderza się ze współczesnością.
Pierekaczewnik był pierwszy w Polsce na Liście Produktów Tradycyjnych Ministerstwa Rolnictwa RP. Kuchnia tatarska jest tłusta i ostra. Pikantna – to przekonuje mnie do niej najbardziej. Smakował nam też czeburek – pieróg z farszem indyczym i czosnkiem i oczywiście kawa po tatarsku – z cynamonem i kardamonem. Kuchnia w Tatarskiej Jurcie jest tak znakomita, że na posiłek tu zatrzymał się sam brytyjski następca tronu Książę Karol, w czasie jego wizyty w Polsce. I ja mu się wcale nie dziwię.
Urok Podlasia, drewnianych meczetów i złotych dachów prawosławnych cerkwi oraz pozostałości dawnych żydowskich synagog pokazują, że mit o jednolitości Polski można między bajki włożyć. Do Polskich Tatarów na Podlasie wróciliśmy po sześciu latach i po raz kolejny było to wspaniałe, ciepłe i interesujące spotkanie. Z utęsknieniem czekam, kiedy ponownie wrócimy w te strony.
Muzułmanie razem ze swoimi sąsiadami obchodzą katolickie, a następnie prawosławne Boże Narodzenie, potem Nowy Rok we wszystkich możliwych datach, i święto Wszystkich Świętych – najbardziej popularne w czasach kryzysu, bo na cmentarzu rozdawano cukierki. Taka tradycja.
Po sześciu latach wróciliśmy do Kruszynian. Zielony meczet ten sam, przewodnik Dżamil ten sam, tylko parking wielki wybudowany, a na nim autokary. Podjeżdżały jeden za drugim. Przy trzeciej wycieczce zdecydowaliśmy, że nie ma co czekać i weszliśmy do meczetu razem z 40-osobową grupą. Wszyscy się zmieścili. Te tłumy turystów były dla nas zaskoczeniem, bo gdy zwiedzaliśmy meczet sześć lat temu, w drzwi wetknięta była kartka – „Wracam za 15 minut”. Czekaliśmy pół godziny. Dołączyły do nas w tym czasie może z 4 osoby.
Co zmieniło się w ciągu ostatnich 6 lat?
W ciągu tych sześciu lat Kruszyniany mocno postawiły na promocję. Z meczetu przewodnik prowadzi grupy na Mizar – muzułmański cmentarz znajdujący się kilka kroków za meczetem, a potem do „Tatarskiej Jurty” na obiad. Potem niektórzy zwiedzają jeszcze świeżo otwarte w 2015 Centrum Edukacji i Kultury Muzułmańskiej Tatarów Polskich.Meczet w Kruszynianach warto zwiedzać z przewodnikiem
Warto poczekać na swoją kolej, żeby wejść do meczetu. Dżamil jako przewodnik czuje się jak ryba w wodzie. Opowiada mnóstwo ciekawostek i żartuje z turystami, nawet gdy ma chore gardło. Dżamil jest też bardzo dowcipny. Twierdzi, że dzisiejsi Tatarzy nie mogliby jeździć na hucułach (niskie koniki polskie) jak przystało na ich przodków, bo kolanami robiliby dziury w ziemi (w co akurat łatwo jest uwierzyć patrząc na Dżamila). Według niego, ich dzieci mają najwięcej wolnego czasu w całej Polsce – to dlatego, że każda religia wyznawana w Kruszynianach ma ze względu na swoje święta wolne w innym czasie i wtedy najczęściej zwalnia się z zajęć całą klasę.Jak wygląda meczet w Kruszynianach?
Przyjemnie się słucha Dżamila siedząc na miękkim dywanie, którym wyłożony jest cały meczet. Dookoła wszystko w drewnie, a na ścianach obrazy i gobeliny przedstawiające motywy roślinne i wersety z Koranu, jako że w islamie nie przedstawia się wizerunku boga ani zwierząt. Centralne miejsce zajmuje minbar – niewielkie zadaszone podwyższenie, z którego imam celebruje nabożeństwo. Nad mihrabem, czyli niedużą wnęką wskazującą kierunek Mekki, jest niewielkie okno. Poza tym nic nie odwraca tu uwagi od modlitwy. Nawet kobiety, które mają swoje miejsce w meczecie w tzw. babińcu – z tyłu, za firanką.Meczet w Kruszynianach to najstarsza świątynia muzułmańska w Polsce. Łatwo ją rozpoznać na zdjęciach, bo ma cztery skromne wieżyczki zakończone półksiężycami. Do meczetu prowadzą osobne wejścia – centralne dla mężczyzn i boczne dla kobiet. Choć grupy wprowadzane są bocznym wejściem bez wyjątku. Ponieważ w Kruszynianach kręci się wielu turystów, przewodnik praktycznie cały czas jest na miejscu. Chyba że zachoruje albo wyjedzie. Ale nawet wtedy warto iść na Mizar, a potem do „Tatarskiej Jurty” na obiad.
Co ciekawego znajdę na muzułmańskim cmentarzu?
Mizar w Kruszynianach podzielony jest na dwie części – starą i nowszą. Na mnie największe wrażenie zrobiła ta stara. To tam pierwszy raz w życiu zobaczyłam nagrobki złożone z dwóch kamieni – małego i dużego. Większy kamień kładzie się od strony głowy, a mniejszy – od stóp. Na niektórych nieociosanych kamieniach widać napisy w języku arabskim albo rosyjskim. Z kolei w nowszych nagrobkach widać rękę współczesnych rzemieślników. Nie różnią się one od katolickich pomników, tyle że zamiast symboli krzyża są księżyc i gwiazdy. Nawet nazwiska na nagrobkach brzmią znajomo, ponieważ Tatarzy przyjmowali do swoich nazwisk polskie końcówki. Tylko imiona się różnią.Nasz przewodnik opowiadał, że czasem na cmentarzu dochodzi do zabawnych sytuacji. Arabski język jest dość trudny, a wersety z Koranu w tym języku to wyższa szkoła jazdy. Bywa, że zawierają błędy, są niemożliwe do odczytania lub – przez pomyłkę – zamieszczone na nagrobku w lustrzanym odbiciu (jeśli wzór wydrukowany komputerowo został źle naniesiony). Tak właśnie na muzułmańskim cmentarzu tradycja zderza się ze współczesnością.
Co zjeść w Tatarskiej Jurcie?
Z cmentarza zwykle idzie się na obiad. Na drugą stronę ulicy do Tatarskiej Jurty, którą prowadzi Dżanneta Bogdanowicz. Restauracja Pani Dżannety, która teraz jest także agroturystyką, jest utytułowana, a jej kuchnia tatarska wspaniała! Podobno Pani Dżanneta słynie z kiszki ziemniaczanej, choć mi najbardziej smakował Pierekaczewnik – potrawa na cieście makaronowym, nadziewana mięsem gęsim (lub baranim), z dodatkiem cebuli i przypraw, spiralnie zawijana. Mniam!Pierekaczewnik był pierwszy w Polsce na Liście Produktów Tradycyjnych Ministerstwa Rolnictwa RP. Kuchnia tatarska jest tłusta i ostra. Pikantna – to przekonuje mnie do niej najbardziej. Smakował nam też czeburek – pieróg z farszem indyczym i czosnkiem i oczywiście kawa po tatarsku – z cynamonem i kardamonem. Kuchnia w Tatarskiej Jurcie jest tak znakomita, że na posiłek tu zatrzymał się sam brytyjski następca tronu Książę Karol, w czasie jego wizyty w Polsce. I ja mu się wcale nie dziwię.
Skąd w Kruszynianach wzięli się Tatarzy?
Historia Tatarów Polskich na dzisiejszej wschodniej ścianie Polski sięga jeszcze XIV wieku. Choć Kruszyniany, Bohoniki i kilka innych okolicznych wsi nadał im, w zamian za brak wypłaconego żołdu, w 1679 roku Król Jan III Sobieski. Dziś okolice te możesz zwiedzać poruszając się Podlaskim Szlakiem Tatarskim. Jest on podzielony na dwa szlaki: Szlak Tatarski „Mały”, który ma 19 km i 57-km Szlak Tatarski „Duży”. Pierwszy z nich zaczyna się w Kruszynianach i kończy w Waliły Stacji, drugi przebiega od Sokółki do Kruszynian właśnie. Więcej poczytasz o nich w naszym artykule o Podlaskim Szlaku Tatarskim.- Dowiedz się więcej o Podlaskim Szlaku Tatarskim i historii Polskich Tatarów
Podlaski Szlak Tatarski
Na Podlaskim Szlaku Tatarskim Kruszyniany i Bohoniki to dwie najważniejsze miejscowości. Warto odwiedzić też Sokółkę, gdzie w Muzeum Regionalnym znajdziemy dział zbiorów tatarskich. Lubię te okolice, ponieważ są najlepszym dowodem na to, jak Polska jest różnorodna.Urok Podlasia, drewnianych meczetów i złotych dachów prawosławnych cerkwi oraz pozostałości dawnych żydowskich synagog pokazują, że mit o jednolitości Polski można między bajki włożyć. Do Polskich Tatarów na Podlasie wróciliśmy po sześciu latach i po raz kolejny było to wspaniałe, ciepłe i interesujące spotkanie. Z utęsknieniem czekam, kiedy ponownie wrócimy w te strony.