Jednak niezrażeni niedogodnościami wytrawni grzybiarze, wstali z samego rana i w pełnej gotowości stawili się przed domkiem, z ekscytacją oczekując co spotka ich tego dnia w lesie.
Grzybiarze poszli w las – a tam spotkało ich rozczarowanie. Grzybów – jak na lekarstwo. O pełnych trzech koszach można było tylko pomarzyć.
Grzybów nie było na łąkach ani w leśnych zagajnikach...
... nie było ich także na podmokłych terenach i kaszubskich bagniskach...
...znaleźć jadalnego grzyba oznaczało wielkie szczęście...
... fantastyczne kolory wybijających się z trawy czerwonych i pomarańczowych muchomorów:
[Niech Was nie zmyli niepozorny wygląd - to wciąż muchomor, nie pomidor:]
Pomimo niesprzyjającej aury dzień grzybobrania należy zaliczyć do udanych.
Poza niezaprzeczalnie leczniczymi właściwościami leśnego, świeżego i rześkiego powietrza, wspólnymi siłami (w 5 osób) udało się jednak uzbierać pełen kosz grzybów!
Poza tym integracja z rodzicami – bezcenna! Gorąco ich z tego miejsca pozdrawiamy!
Piekne,jesienne zdjecia i ha ha ha bardzo fajne cieple i trafne komentarze.Patrzac na twoj reportaz, czulem sie jakbym tam byl.Pozdrawiam Padre.
OdpowiedzUsuńdokładnie, zupełnie jakbyś tam był, Padre :)
OdpowiedzUsuńto nie jest Szatan ..... to jadalny Borowik ceglastopory
OdpowiedzUsuńJakkolwiek by się nie nazywał - na pewno nie będziemy go zbierać ;)
Usuń