Od 12 lat zwiedzamy i poznajemy Polskę, jakby była obcym krajem. Czujemy się, jakbyśmy co najmniej kilka razy do roku wyjeżdżali za granicę. Poznajemy tu odmienną kulturę, zwyczaje, języki i historię. Ale nie zawsze tak było.
12 lat temu zaczęliśmy jeździć z Maciejem na wspólne urlopy. To był czas, gdy zaczynaliśmy zachwycać się Polską, jej krajobrazami, cudownymi miejscami, do których zaczęliśmy docierać. Skupiliśmy się na opisywaniu jej uroków krajobrazowych. I pewnie byłoby tak do dzisiaj, gdyby nie to, że im bardziej wsiąkaliśmy w klimat Polski, tym z coraz większą ostrością zaczął docierać do nas prawdziwy obraz naszego kraju.
Tamto to już historia, a teraz... to nawet już nie historia, tylko Wiedza o Społeczeństwie (w skrócie WOS). O tym, że konsekwencje tamtych bitew, zrywów, wojen i przesiedleń są wciąż w ludziach żywe i widoczne w krajobrazie regionów, nikt jakoś nie wspominał.
Z podziwiania pięknych widoków i dzikiej przyrody oraz odwiedzania typowo turystycznych miejsc, skierowaliśmy swoją uwagę na miasteczka i wsie, gdzie ludzie żyją inaczej, mówią innym językiem lub gwarą, w święta ubierają się w tradycyjne stroje i mają odmienne podejście do życia. Odkryliśmy hasło "turystyka kulturowa" i pochłonęła nas ona do reszty. Stała się naszą pasją i obsesją. Patrząc co dzieje się w regionach i jak bardzo każdy z nich szuka dziś sposobu, żeby się wyróżnić, wieszczymy szybki rozwój tego trendu, tak, jak to się dzieje w całej Europie.
Postanowiliśmy lepiej poznać ten region. I od słowa do słowa, od przewodnika do przewodnika, od jednej miejscowości do drugiej, coraz bardziej zdawaliśmy sobie sprawę, jak Kaszubi są odmienni od innych grup, które mieszkają w Polsce.
Siedmiokolorowy żukowski haft naszyty na tradycyjne kaszubskie stroje odróżnia Kaszubów od mieszkańców z innych regionów Polski. Oczywiście na co dzień Kaszubi ubierają się "normalnie", ale wystarczy pojechać na festyn do skansenu we Wdzydzach Kiszewskich lub na "Czarne Wesele" w Klukach i od razu widać, kto jest Kaszubą.
Typowym tradycyjnym zwyczajem, który wyróżnia Kaszubów, jest tabaczenie. Tabaka to mieszanka ziół i tytoniu, którą Kaszuba najczęściej wysypuje sobie z rogowej tabakiery w zagłębienie pomiędzy kciukiem i palcem wskazującym i wdycha ją nosem. Możesz sobie wyobrazić, co dzieje się potem, ale… prawdziwy Kaszuba nigdy nie kicha!
Historia Kaszubów również jest wyjątkowa i wcale nie zaczyna się tam, gdzie Mieszko I ochrzcił Polskę, a Kazimierz zastał ją drewnianą i zostawił murowaną. Wielowiekowy sprzeciw Kaszubów wobec postępującej germanizacji był szczególnie zacięty, co miało wpływ na zachowanie tożsamości tej grupy i jej zamknięcie się w obrębie własnych przedstawicieli. Być może stąd bierze się powszechnie postrzegany twardy charakter i pewna nieufność wobec sąsiadów. Kaszubi zawsze czuli się Polakami, dlatego ich upór przyczynił się do zachowania nie tylko kaszubskiej, ale i polskiej tożsamości.
Gdybym tylko miała w sobie więcej konsekwencji i obiektywnie więcej wolnego czasu, prawdopodobnie zaczęłabym się uczyć języka kaszubskiego. Kaszubi robią dziś wszystko, aby swój język ożywić i zachować. Lata zakazów jego używania i tępienia zrobiły swoje i dziś język ten jest uważany przez UNESCO za zagrożony wymarciem. Mamy jednak nadzieję, że to się nie stanie, bo dzieci uczą się tego języka w szkołach, w radio słychać kaszubskie audycje, a wjazdy do miejscowości kaszubskich witają nas dwujęzycznymi nazwami. Kiedy pójdzie się na rynek w Sierakowicach albo zajdzie do piekarni w Kartuzach, można bez problemu usłyszeć, jak mieszkańcy rozmawiają ze sobą po kaszubsku. Co jednak będzie dalej? Czy język ten przyjmie się w młodym pokoleniu i codziennych rozmowach? Zobaczymy. Obserwowanie i odkrywanie tego jest fascynujące. Do tego stopnia, że zaczęliśmy uczyć młodzież i dorosłych jak to robić na warsztatach "Kaszubski Szlak"
Stąd wiele osób w ogóle się nie przyznawało, że są Kociewiakami. Rozkwit Kociewia to historia ostatnich kilkunastu lat, gdy zaczęło się o tym pisać, zwoływać kongresy i nazywać "kociewskimi" ronda, galerie i restauracje.
Dziś nie jest już problemem dostanie na Allegro słownika gwary kociewskiej, a mówienie w tej gwarze jest powodem zaciekawienia i życzliwej uprzejmości. Wygląda na to, że wszystko idzie w dobrym kierunku, czy jednak lata wstydu i zakazów uda się przezwyciężyć nadciągającą modą na regionalizmy?
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu była duża szansa, że zaginie haft kociewski i nigdy go już nie zobaczymy. Tymczasem odratowały go dwie kociewskie pasjonatki - Maria Wespowa i Małgorzata Garnyszowa. To one mozolnie chodziły po chałupach i kościołach i odrysowywały kociewskie wzory z szat liturgicznych, obrusów, skrzyń wiannych, czy obrazów. To dzięki nim Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie mogło wydać księgi haftu kociewskiego, którego uczy się dziś na kursach organizowanych przez lokalne grupy działania.
Być może gdyby przez dziesiątki lat język i obyczaje kociewskie nie były zakazywane i tępione, mielibyśmy dziś wspaniałą różnorodność w pełnym rozkwicie. Ale i tak cieszymy się z tego, że na "Święcie Bałabuna" (czyli kociewskiego ziemniaka) w Świeciu możemy posłuchać "Świeckich Gzubów", czyli zespołu dzieciaków, które w tradycyjnych strojach kociewskich śpiewają "Korkarza" w swojej gwarze.
Gdy oświadczyliśmy, że chcemy zrobić wizytę studyjną wyłącznie po Warmii i odkryć Warmię, spotkaliśmy się z dużym zaskoczeniem czytelników i znajomych. Bo co takiego ciekawego jest na Warmii? Przecież wszyscy dziś jeżdżą na Mazury.
Tymczasem Warmię od Mazur różni nie tylko to, że od wieków jest katolicka, co widać po setkach przydrożnych kapliczek. Historię Warmii najlepiej śledzić od czasów plemion pruskich, od których Warmia przyjęła swoją nazwę.
Ta historyczna kraina, kształtem przypominająca mieszek lub - jak kto woli - główkę toporka, zamieszkiwana była przez mieszankę ludności narodowości polskiej, niemieckiej i pruskiej. Przy czym Warmia przez większą część swojej historii w ogóle polska nie była. Przyłączono ją do Królestwa Polskiego dopiero w 1466 r. po przegranej przez Krzyżaków wojnie. Lecz i wcześniej, pod rządami biskupów i kapituły warmińskiej, cieszyła się ona względną samodzielnością od Krzyżaków. A potem były rozbiory i Warmia do Polski powróciła dopiero w 1945 r.
Najtrudniej było nam zrozumieć, jak wielkie znaczenie dla rodowitych Warmiaków miała ziemia, która była ich domem. Ludzie Ci czuli się przede wszystkim Warmiakami, niezależnie od tego, w jakim mówili języku czy jakiej byli narodowości. Dlatego tak tragiczne okazało się dla nich wejście na tereny Warmii Armii Czerwonej w 1945 roku. Wszyscy bez wyjątku zostali potraktowani jako ludność niemiecka. Dziś rdzennych Warmiaków na Warmii prawie już nie ma.
Na Warmii mieszka dziś głównie ludność napływowa, której przodkowie znaleźli się tu po przesiedleniach po 1945 r. I to zaskakuje nas najbardziej - ludzie, potomkowie tych, którzy przybyli tu dziesiątki lat temu z całej Polski, zaczynają dziś o sobie mówić, że są Warmiakami. Odkurzają stare historie i promują swój region podkreślając odrębność Warmii od Mazur. To jest niesamowite.
Tego nie uczono nas w szkole. Według programu albo ktoś był Polakiem albo nie. Dzięki wizycie na Śląsku lepiej zrozumieliśmy, co to znaczy - bo to, że masz dowód i wpisane obywatelstwo "polskie", to jeszcze nie wszystko.
Historii Śląska powinniśmy się uczyć z odrębnych podręczników. Perspektywa zmienia postrzeganie. Zrozumieliśmy to bardzo dobrze w Muzeum Powstań Śląskich w Świętochłowicach. To była podróż przez dzieje widziane zupełnie innymi oczami. Nareszcie zrozumieliśmy o co w tych powstaniach chodziło.
Ślązacy mają swoją gwarę, stroje i zwyczaje. To upodabnia ich do Kaszubów, Kociewiaków czy Warmiaków. Poza tym wszystko jest różne. Nawet tradycyjna kuchnia, w której zamiast ryb i potraw wyłącznie z ziemniaków znajdziemy roladę z modro kapusto i śląskimi kluskami. Odrębności śląskiej nie da się opowiedzieć - ją trzeba zobaczyć i poczuć. Pojechać na Śląsk i ją odnaleźć. Na Śląsk. Nie do województwa śląskiego, bo to zasadnicza różnica.
Ciekawym trendem są też pojawiające się szlaki kulturowe w polskich miastach, które korzystają z bogactwa miejscowej gwary. Na przykład Poznań zwiedzisz obserwując gzubów poruszających się zielonymi bimami, tej. Spacerując po Łodzi sprawdzisz na własne oczy, które kamieniczki na Piotrkowskiej są galante, a które tylko siajowe, a w Rzeszowie przejedziesz się kołem, wypaciasz się kasztankiem, a po powrocie do hotelu ubierzesz swoje ulubione pantofle.
Te wszystkie grupy mają dziś bardzo dobrą sytuację. Mogą spokojnie pracować nad zachowaniem swojej tożsamości, o ile po latach przymusu i kulturowego terroru jest jeszcze coś do uratowania.
To co widzimy w mediach, to demonizowanie ruchów radykalnych - tych dążących do odłączenia się od Polski. Prawda natomiast jest taka, że te ruchy to tylko niewielka część grup, które po prostu chcą podkreślić swoją odrębność, wcale nie marząc o przewrocie.
Dlaczego tak mało mówi się o potencjale turystyki kulturowej w Polsce? Organizacje zajmujące się polską turystyką nie do końca mają pomysł jak mogą promować tę różnorodność kulturową i jak na niej zyskać. Łatwiej jest promować kolejne ścieżki rowerowe czy wieże widokowe.
My nie jesteśmy badaczami i nie zajmujemy się tym naukowo. Tak się składa, że nasze ostatnie podróże po Polsce to głównie turystyka kulturowa i zauważyliśmy, że z coraz większą łatwością odkrywamy kolejne kultury. To, czego się dowiedzieliśmy, opisujemy na blogu i promujemy poszczególne regiony. Odkrywamy je typowo turystycznie, w ramach działalności statutowej Fundacji Ruszaj w Drogę!
Turystyka kulturowa udowadnia, że Polska nie jest krajem jednolitym, jak chcieliby niektórzy. To kraj bogaty w różnorodność, otwarty, ciekawy. I śledząc historię poszczególnych regionów przekonujemy się, że zawsze tak było. Tylko taka informacja nie przebijała się jak dotąd do mediów.
A skoro nasz blog odwiedziło w 2016 roku milion Internautów, sądzimy, że popularność poszczególnych wpisów może odpowiadać rzeczywistym zainteresowaniom turystów.
Widzimy też, że turyści, przyjeżdżając do danego miejsca, coraz bardziej świadomie szukają informacji o tym gdzie się znaleźli. Chcą poznać historię regionu, posmakować regionalnej kuchni i kupić oryginalną, a nie wyprodukowaną w Chinach, pamiątkę.
Wszystko to razem wzięte pozwala optymistycznie spojrzeć na przyszłość polskiej turystyki kulturowej.
My widzimy, że naprawdę mamy wszystko, czego turyście potrzeba do szczęścia. A nasz przykład i to co robimy od kilkunastu już lat, udowadnia, że są w Polsce tacy, którzy nie muszą wyjeżdżać za granicę, żeby odkrywać zupełnie nieznane światy.
12 lat temu zaczęliśmy jeździć z Maciejem na wspólne urlopy. To był czas, gdy zaczynaliśmy zachwycać się Polską, jej krajobrazami, cudownymi miejscami, do których zaczęliśmy docierać. Skupiliśmy się na opisywaniu jej uroków krajobrazowych. I pewnie byłoby tak do dzisiaj, gdyby nie to, że im bardziej wsiąkaliśmy w klimat Polski, tym z coraz większą ostrością zaczął docierać do nas prawdziwy obraz naszego kraju.
Czy Polska jest taka, o jakiej uczą w szkole?
Prawdziwy obraz jest zupełnie inny niż ten, który zapamiętaliśmy ze szkoły. Do dziś pamiętam powieszoną na ścianie zieloną mapę Polski z konturami oddzielającymi nas od wschodnich i zachodnich sąsiadów oraz od Bałtyku na północy i Tatrach na południu kończąc. Obraz Polski jaki pamiętam ze szkoły to smutna historia przegranych bitew, nie za bardzo udanych niepodległościowych zrywów i dwóch wojen światowych. Za to teraz jest jednolita i wolna Polska i "wszyscy Polacy to jedna rodzina".Tamto to już historia, a teraz... to nawet już nie historia, tylko Wiedza o Społeczeństwie (w skrócie WOS). O tym, że konsekwencje tamtych bitew, zrywów, wojen i przesiedleń są wciąż w ludziach żywe i widoczne w krajobrazie regionów, nikt jakoś nie wspominał.
Z podziwiania pięknych widoków i dzikiej przyrody oraz odwiedzania typowo turystycznych miejsc, skierowaliśmy swoją uwagę na miasteczka i wsie, gdzie ludzie żyją inaczej, mówią innym językiem lub gwarą, w święta ubierają się w tradycyjne stroje i mają odmienne podejście do życia. Odkryliśmy hasło "turystyka kulturowa" i pochłonęła nas ona do reszty. Stała się naszą pasją i obsesją. Patrząc co dzieje się w regionach i jak bardzo każdy z nich szuka dziś sposobu, żeby się wyróżnić, wieszczymy szybki rozwój tego trendu, tak, jak to się dzieje w całej Europie.
Po pierwsze: Zwiedzaliśmy Kaszuby jak odległy kraj
Kaszuby były pierwszą krainą, jaką zaczęliśmy odkrywać kulturowo. I to właściwie przez przypadek. Zaczęło się od tego, że znajomi pytali nas co ciekawego warto zwiedzić na Kaszubach, a my – ignoranci, którzy zjeździli już kawałek Polski – nie potrafiliśmy dać im sensownej odpowiedzi. Było nam tym bardziej głupio, że mieszkamy na Kaszubach.Postanowiliśmy lepiej poznać ten region. I od słowa do słowa, od przewodnika do przewodnika, od jednej miejscowości do drugiej, coraz bardziej zdawaliśmy sobie sprawę, jak Kaszubi są odmienni od innych grup, które mieszkają w Polsce.
Siedmiokolorowy żukowski haft naszyty na tradycyjne kaszubskie stroje odróżnia Kaszubów od mieszkańców z innych regionów Polski. Oczywiście na co dzień Kaszubi ubierają się "normalnie", ale wystarczy pojechać na festyn do skansenu we Wdzydzach Kiszewskich lub na "Czarne Wesele" w Klukach i od razu widać, kto jest Kaszubą.
Typowym tradycyjnym zwyczajem, który wyróżnia Kaszubów, jest tabaczenie. Tabaka to mieszanka ziół i tytoniu, którą Kaszuba najczęściej wysypuje sobie z rogowej tabakiery w zagłębienie pomiędzy kciukiem i palcem wskazującym i wdycha ją nosem. Możesz sobie wyobrazić, co dzieje się potem, ale… prawdziwy Kaszuba nigdy nie kicha!
Historia Kaszubów również jest wyjątkowa i wcale nie zaczyna się tam, gdzie Mieszko I ochrzcił Polskę, a Kazimierz zastał ją drewnianą i zostawił murowaną. Wielowiekowy sprzeciw Kaszubów wobec postępującej germanizacji był szczególnie zacięty, co miało wpływ na zachowanie tożsamości tej grupy i jej zamknięcie się w obrębie własnych przedstawicieli. Być może stąd bierze się powszechnie postrzegany twardy charakter i pewna nieufność wobec sąsiadów. Kaszubi zawsze czuli się Polakami, dlatego ich upór przyczynił się do zachowania nie tylko kaszubskiej, ale i polskiej tożsamości.
Gdybym tylko miała w sobie więcej konsekwencji i obiektywnie więcej wolnego czasu, prawdopodobnie zaczęłabym się uczyć języka kaszubskiego. Kaszubi robią dziś wszystko, aby swój język ożywić i zachować. Lata zakazów jego używania i tępienia zrobiły swoje i dziś język ten jest uważany przez UNESCO za zagrożony wymarciem. Mamy jednak nadzieję, że to się nie stanie, bo dzieci uczą się tego języka w szkołach, w radio słychać kaszubskie audycje, a wjazdy do miejscowości kaszubskich witają nas dwujęzycznymi nazwami. Kiedy pójdzie się na rynek w Sierakowicach albo zajdzie do piekarni w Kartuzach, można bez problemu usłyszeć, jak mieszkańcy rozmawiają ze sobą po kaszubsku. Co jednak będzie dalej? Czy język ten przyjmie się w młodym pokoleniu i codziennych rozmowach? Zobaczymy. Obserwowanie i odkrywanie tego jest fascynujące. Do tego stopnia, że zaczęliśmy uczyć młodzież i dorosłych jak to robić na warsztatach "Kaszubski Szlak"
Po drugie: Odkryliśmy odradzające się Kociewie
Na Kociewiu jeszcze do niedawna mówienie w gwarze kociewskiej, powiedzmy eufemistycznie, nie przysparzało przyjaciół w dużym mieście i raczej nie było szansą na sukces. Uważający się za lepiej wykształconych "miastowi" z Trójmiasta z nutą pogardy patrzyli na "ludzi ze wsi" i tzw. "małomiasteczkowych", którzy zaciągali i inaczej akcentowali końcówki, w dodatku wplatając w zdania nieznane i śmiesznie brzmiące słowa. Sama będąc pół-Kociewiaczką wielokrotnie słyszałam, jak ciotka z "Pepsina" szła po "papsierosy", a mój mąż dopiero niedawno dowiedział się co to jest "jajko ryrane", które mama robiła mi na śniadanie jak byłam dzieckiem.Stąd wiele osób w ogóle się nie przyznawało, że są Kociewiakami. Rozkwit Kociewia to historia ostatnich kilkunastu lat, gdy zaczęło się o tym pisać, zwoływać kongresy i nazywać "kociewskimi" ronda, galerie i restauracje.
Dziś nie jest już problemem dostanie na Allegro słownika gwary kociewskiej, a mówienie w tej gwarze jest powodem zaciekawienia i życzliwej uprzejmości. Wygląda na to, że wszystko idzie w dobrym kierunku, czy jednak lata wstydu i zakazów uda się przezwyciężyć nadciągającą modą na regionalizmy?
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu była duża szansa, że zaginie haft kociewski i nigdy go już nie zobaczymy. Tymczasem odratowały go dwie kociewskie pasjonatki - Maria Wespowa i Małgorzata Garnyszowa. To one mozolnie chodziły po chałupach i kościołach i odrysowywały kociewskie wzory z szat liturgicznych, obrusów, skrzyń wiannych, czy obrazów. To dzięki nim Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie mogło wydać księgi haftu kociewskiego, którego uczy się dziś na kursach organizowanych przez lokalne grupy działania.
Być może gdyby przez dziesiątki lat język i obyczaje kociewskie nie były zakazywane i tępione, mielibyśmy dziś wspaniałą różnorodność w pełnym rozkwicie. Ale i tak cieszymy się z tego, że na "Święcie Bałabuna" (czyli kociewskiego ziemniaka) w Świeciu możemy posłuchać "Świeckich Gzubów", czyli zespołu dzieciaków, które w tradycyjnych strojach kociewskich śpiewają "Korkarza" w swojej gwarze.
Po trzecie: Poznaliśmy Warmię i dzisiejszych Warmiaków
Rzucamy kamieniem i trafiamy w Warmię. Co to za twór? Czyż Warmia nie leży na Mazurach? Przecież województwo nazywa się warmińsko-mazurskie, ale czym się różni jedno od drugiego? I o czym marzą dzisiejsi Warmiacy? My to sprawdziliśmy.Gdy oświadczyliśmy, że chcemy zrobić wizytę studyjną wyłącznie po Warmii i odkryć Warmię, spotkaliśmy się z dużym zaskoczeniem czytelników i znajomych. Bo co takiego ciekawego jest na Warmii? Przecież wszyscy dziś jeżdżą na Mazury.
Tymczasem Warmię od Mazur różni nie tylko to, że od wieków jest katolicka, co widać po setkach przydrożnych kapliczek. Historię Warmii najlepiej śledzić od czasów plemion pruskich, od których Warmia przyjęła swoją nazwę.
Ta historyczna kraina, kształtem przypominająca mieszek lub - jak kto woli - główkę toporka, zamieszkiwana była przez mieszankę ludności narodowości polskiej, niemieckiej i pruskiej. Przy czym Warmia przez większą część swojej historii w ogóle polska nie była. Przyłączono ją do Królestwa Polskiego dopiero w 1466 r. po przegranej przez Krzyżaków wojnie. Lecz i wcześniej, pod rządami biskupów i kapituły warmińskiej, cieszyła się ona względną samodzielnością od Krzyżaków. A potem były rozbiory i Warmia do Polski powróciła dopiero w 1945 r.
Najtrudniej było nam zrozumieć, jak wielkie znaczenie dla rodowitych Warmiaków miała ziemia, która była ich domem. Ludzie Ci czuli się przede wszystkim Warmiakami, niezależnie od tego, w jakim mówili języku czy jakiej byli narodowości. Dlatego tak tragiczne okazało się dla nich wejście na tereny Warmii Armii Czerwonej w 1945 roku. Wszyscy bez wyjątku zostali potraktowani jako ludność niemiecka. Dziś rdzennych Warmiaków na Warmii prawie już nie ma.
Na Warmii mieszka dziś głównie ludność napływowa, której przodkowie znaleźli się tu po przesiedleniach po 1945 r. I to zaskakuje nas najbardziej - ludzie, potomkowie tych, którzy przybyli tu dziesiątki lat temu z całej Polski, zaczynają dziś o sobie mówić, że są Warmiakami. Odkurzają stare historie i promują swój region podkreślając odrębność Warmii od Mazur. To jest niesamowite.
Po czwarte: Pojechaliśmy na Śląsk i poznaliśmy Ślązaków
Podobnie jak Warmiacy, do ziemi przywiązani są Ślązacy. Pytaliśmy co to znaczy być Ślązakiem i czy spotkani Ślązacy czują się Polakami. Im bardzo ciężko było to wytłumaczyć, a nam zrozumieć. Ślązak przywiązany jest do swojej ziemi, podobnie jak dawny Warmiak. Czy Śląsk był polski, czeski czy niemiecki, Ślązacy zawsze mówili o nim jak o swojej ojczyźnie - domu, w którym się urodzili, wychowali, i z którym związali całe swoje życie.Tego nie uczono nas w szkole. Według programu albo ktoś był Polakiem albo nie. Dzięki wizycie na Śląsku lepiej zrozumieliśmy, co to znaczy - bo to, że masz dowód i wpisane obywatelstwo "polskie", to jeszcze nie wszystko.
Historii Śląska powinniśmy się uczyć z odrębnych podręczników. Perspektywa zmienia postrzeganie. Zrozumieliśmy to bardzo dobrze w Muzeum Powstań Śląskich w Świętochłowicach. To była podróż przez dzieje widziane zupełnie innymi oczami. Nareszcie zrozumieliśmy o co w tych powstaniach chodziło.
Ślązacy mają swoją gwarę, stroje i zwyczaje. To upodabnia ich do Kaszubów, Kociewiaków czy Warmiaków. Poza tym wszystko jest różne. Nawet tradycyjna kuchnia, w której zamiast ryb i potraw wyłącznie z ziemniaków znajdziemy roladę z modro kapusto i śląskimi kluskami. Odrębności śląskiej nie da się opowiedzieć - ją trzeba zobaczyć i poczuć. Pojechać na Śląsk i ją odnaleźć. Na Śląsk. Nie do województwa śląskiego, bo to zasadnicza różnica.
Po piąte: To tylko pierwsze z brzegu przykłady
Szukamy i podążamy tropem rodzimych grup etnicznych. Fascynują nas odrębności. Przekonaliśmy się już o wyjątkowej gościnności współczesnych Żuławiaków i zauroczyły nas przepiękne stroje Borowiaków. Prawdopodobnie nie uda nam się już porozmawiać z przedstawicielami Bojków, choć w przypadku Łemków wciąż jest to jeszcze możliwe. Coraz częściej docierają do nas wiadomości o młodym człowieku, który w pojedynkę walczy o zachowanie języka i pamięci Wilamowiczan. Coraz bardziej kuszą nas Pałuki. Tematu Górali nawet nie poruszam. Kogo jeszcze na spotkamy na swojej drodze i czego się dowiemy?Ciekawym trendem są też pojawiające się szlaki kulturowe w polskich miastach, które korzystają z bogactwa miejscowej gwary. Na przykład Poznań zwiedzisz obserwując gzubów poruszających się zielonymi bimami, tej. Spacerując po Łodzi sprawdzisz na własne oczy, które kamieniczki na Piotrkowskiej są galante, a które tylko siajowe, a w Rzeszowie przejedziesz się kołem, wypaciasz się kasztankiem, a po powrocie do hotelu ubierzesz swoje ulubione pantofle.
Te wszystkie grupy mają dziś bardzo dobrą sytuację. Mogą spokojnie pracować nad zachowaniem swojej tożsamości, o ile po latach przymusu i kulturowego terroru jest jeszcze coś do uratowania.
Podróżuj po Polsce - odkrywaj kulturową odrębność
Kiedy uprawiasz turystykę kulturową, to po drodze spotykasz wielu pasjonatów, którzy robią wszystko co w ich mocy, aby ocalić i przekazać kolejnym pokoleniom ślady swojej historii i zwyczajów. Ich działania napotykają niestety na różne przeszkody, bo są tacy, którym nie zależy na promocji różnorodności.To co widzimy w mediach, to demonizowanie ruchów radykalnych - tych dążących do odłączenia się od Polski. Prawda natomiast jest taka, że te ruchy to tylko niewielka część grup, które po prostu chcą podkreślić swoją odrębność, wcale nie marząc o przewrocie.
Dlaczego tak mało mówi się o potencjale turystyki kulturowej w Polsce? Organizacje zajmujące się polską turystyką nie do końca mają pomysł jak mogą promować tę różnorodność kulturową i jak na niej zyskać. Łatwiej jest promować kolejne ścieżki rowerowe czy wieże widokowe.
My nie jesteśmy badaczami i nie zajmujemy się tym naukowo. Tak się składa, że nasze ostatnie podróże po Polsce to głównie turystyka kulturowa i zauważyliśmy, że z coraz większą łatwością odkrywamy kolejne kultury. To, czego się dowiedzieliśmy, opisujemy na blogu i promujemy poszczególne regiony. Odkrywamy je typowo turystycznie, w ramach działalności statutowej Fundacji Ruszaj w Drogę!
Turystyka kulturowa udowadnia, że Polska nie jest krajem jednolitym, jak chcieliby niektórzy. To kraj bogaty w różnorodność, otwarty, ciekawy. I śledząc historię poszczególnych regionów przekonujemy się, że zawsze tak było. Tylko taka informacja nie przebijała się jak dotąd do mediów.
Przyszłość polskiej turystyki - Turystyka kulturowa
Dlaczego naszym zdaniem turystyka kulturowa już niedługo stanie się trendem? Widzimy to z własnej działalności:
Coraz więcej zapytań dotyczy promowania regionu pod kątem jego kultury, tradycji, odmienności.
Coraz więcej grup koncentruje się na promowaniu i rozwijaniu turystyki kulturowej.
Ludzie coraz częściej i chętniej przyznają się do swojej etnicznej tożsamości.
Atrakcje, miejscowości i regiony zaczynają dostrzegać, że żeby się czymś wyróżnić, powinny sięgnąć do swoich korzeni, i że muszą skończyć z przewodnikami podkreślającymi "niespotykaną nigdzie indziej różnorodność przyrodniczą i bogate walory krajoznawcze".
Widzimy na blogu wzrost zainteresowania takimi treściami. Bywało tak, że teksty wywoływały gorącą dyskusję wśród naszych czytelników.
A skoro nasz blog odwiedziło w 2016 roku milion Internautów, sądzimy, że popularność poszczególnych wpisów może odpowiadać rzeczywistym zainteresowaniom turystów.
Widzimy też, że turyści, przyjeżdżając do danego miejsca, coraz bardziej świadomie szukają informacji o tym gdzie się znaleźli. Chcą poznać historię regionu, posmakować regionalnej kuchni i kupić oryginalną, a nie wyprodukowaną w Chinach, pamiątkę.
My widzimy, że naprawdę mamy wszystko, czego turyście potrzeba do szczęścia. A nasz przykład i to co robimy od kilkunastu już lat, udowadnia, że są w Polsce tacy, którzy nie muszą wyjeżdżać za granicę, żeby odkrywać zupełnie nieznane światy.
Poczytaj jeszcze:
Zainteresował Cię ten temat? Sprawdź jak dochodziliśmy do tych wniosków czytając poprzednie felietony o polskiej turystyce. Polecamy w szczególności:- 2016/11: Film + Felieton: Kierunek Polska. Nowy trend, czy tylko złudzenie?
- 2016/04: Jesteśmy Odkrywcami, a 85% badanym brakuje promocji Polski w Polsce
- 2014/11: 5 dowodów na to, że Polska się zmienia
- 2014/04: Dlaczego nie doceniamy tego co polskie?
- 2013/12: Czym zaskoczą Cię podróże po Polsce?
- 2013/01: Dlaczego wydajemy 50 milionów na promocję Polski w Chinach?
- Wszystkie Felietony o turystyce, nasze rozmowy o turystyce i nasz komiks z przygodami
Ciekawy i merytoryczny artykuł, miło się czytało! Mam nadzieję, że regionalne zwyczaje i kultura przetrwają mimo wzmożonej cyfryzacji całego społeczeństwa. Oby się udało.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Trzymajmy kciuki :)
UsuńJuż Wam to kiedyś pisałam, ale się powtórzę. Robicie kawał cudownej roboty, pokazując nasz kraj z tak wielu stron. Stron zwykle nieznanych, zaskakujących. Oby jak najwięcej osób do Was trafiało i czerpało inspiracje do poznawania regionów. :)
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod tym rękoma i nogami! :)
Usuńakurat po 1 wojnie światowej to zyskaliśmy bardzo dużo.żadne tam "niby wygraliśmy ale tak nie do końca".to było nasze złote zwycięstwo bez ciężkich start i przysłowiowej mądrości o głupim polaku, co się kulom nie kłania (znaczy mądry po szkodzie.różne "bohaterskie" becki pojawili się przy realnej władzy dopiero później..co do turystyki kulturowej, myślę,że wyczucie Was nie myli.może nie będzie to masowy trend ale już jest z tego solidna nisza a Wasze wpisy o śląsku także mnie zachęciły do podróży do katowic.dzięki za cynk.az
OdpowiedzUsuńMacie rację, Polska to nie monolit. Przekonałam się o tym, wyjeżdżając wiele lat temu z ojczystego Śląska na Pomorze Zachodnie. To było prawdziwe zderzenie kultur! Wspólnie z córką zwiedzamy Polskę tak, by zauważać odmienności kulturowe.
OdpowiedzUsuń