Szczerze o 2020? Dobrze, że już się skończył

Rok 2020 nawet w swojej nazwie był nachalny. To tak, jakbym podając Ci rękę przedstawiała się: Kasia Kasia Marczewska. Co byś sobie o mnie pomyślał? Właśnie. Ja też uważam, że 2020 zrobił wrażenie aroganckiego gościa, który za wszelką cenę musiał zaznaczyć swoją obecność. Choć wielu z nas chciałoby o nim zapomnieć, zapamiętamy go na długo. A żeby czas nie wypaczył w mojej wyobraźni tego drania, żebym za kilka lat nie mówiła, że „nooo dobra, ale przecież nie było aż tak źle”, piszę to podsumowanie. Dla siebie samej. Ku pamięci. Nigdy więcej 2020!

Szczerze o 2020


Ten rok naszego życia nadaje się na fabułę filmu. Scena pierwsza - idziemy przez las, słonko świeci, ptaszki śpiewają, trzymamy się za ręce. Scena druga - za drzewem czai się facet z nożem. Scena trzecia - szybka akcja, policja, ujęcie zbira, długie dochodzenie, wyczerpujący proces przed sądem a potem leczenie traumy. I mamy styczeń 2021. Zaczynamy wychodzić na prostą. Co tak naprawdę się wydarzyło, że niektórzy pytali nas, czy jeszcze prowadzimy tego bloga i kiedy będzie następny podcast? To może po kolei...


To będzie dobry rok, mówili

Otwieram swój papierowy kalendarz na pierwszym tygodniu stycznia 2020, a tam uśmiechnięte zdjęcie Maćka celującego obiektywem aparatu w moją stronę i podpis: „Uśmiechnij się! To będzie dobry rok!”. Ironia i sarkazm w czystej postaci. Kto by się wtedy spodziewał... Styczeń był naprawdę jak z bajki. Zaczęliśmy go od świętowania na Kaszubach, a potem gościliśmy nasze dwie przyjaciółki. Chodziliśmy na spacery i często siadaliśmy przy suto zastawionym stole. Snuliśmy plany, jakich to my rzeczy w tym roku nie dokonamy. W tym czasie nic jeszcze nie zwiastowało katastrofy.

Relax 2020

Gdy na receptę dostawało się antybiotyk, a nie test...

W lutym zaczęliśmy się rozkręcać. W audycji u naszej ulubionej redaktor Beaty Szewczyk opowiadaliśmy o tym, jak fajnie spędzić czas w powiecie świeckim i podsuwaliśmy pomysły z naszego przewodnika, który ukazał się drukiem ledwie kilka miesięcy wcześniej. Poza tym nasz kalendarz wypełniały przypomnienia o klubowych spotkaniach - Przodkowo, Wejherowo, Skórcz, Gdynia, Gdańsk, Czarna Woda i Suchanino. 
 
Cieszyły nas te radosne spotkania z sympatykami, choć po jednym z nich choroba sprzedana mi przez fankę z pierwszego rzędu dosłownie zwaliła nas z nóg. To było jednak jeszcze w czasie, gdy wystarczyło zadzwonić do lekarza, żeby umówić się na wizytę, a on na  recepcie wypisywał ci antybiotyk, a nie skierowanie na test. 



Ten pociąg dopiero się rozpędza

Leżałam, chorowałam i czekałam na swoje urodziny, które zwykle obchodzę w marcu. Od tego momentu wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Pamiętam, jakby to było wczoraj. 9 marca były moje urodziny. 10 marca spotkałam się z Martyną. 11 marca zamknięto szkoły i biblioteki i odwołano wszystkie nasze podróżnicze spotkania. Potem było już tylko gorzej. 

20 marca, w dniu kalendarzowej wiosny, przypadał Międzynarodowy Dzień Szczęścia - ironia miała w tym roku zostać z nami na dłużej. Jedynym pocieszeniem w tym miesiącu było to, że ponownie mogliśmy poopowiadać w radio u Beaty Szewczyk o kolejnych pomysłach na wycieczki - tym razem po Krainie Zalewu Wiślanego. Jednak nie spotkaliśmy się już w studio - łączenie było na odległość. 



Turystyka zalicza Blackout i wiedzieliśmy, że lekko nie będzie

I właśnie wtedy - w marcu - dotarło do nas, co się wydarzyło i co to dla nas oznacza. Turystyka padła. Dosłownie - zaliczyła Blackout. A nasza Fundacja, której misją i celem jest promocja turystyki, z dnia na dzień została pozbawiona widoków na pracę w tym roku. Zaczęliśmy szacować, czy współprace, na które umówiliśmy się jeszcze rok temu, wystarczą nam na przetrwanie. Kiepsko to wyglądało.

Zaczęliśmy przygotowywać plan B, C i D i mentalnie szykować się na biedę, obliczając, czy zdołamy ocalić nasz dom. Po raz pierwszy w życiu STRACH naprawdę zajrzał nam w oczy. W dodatku, jako fundacja o określonym profilu działania, nie mieliśmy szans na skorzystanie z rządowych pomocy. Znowu się okazało, że wybraliśmy sobie taką niszę, że nikt nas w niej nie zauważył...
 
Mieliśmy powody do obaw. Nagle urwały się telefony z propozycjami współpracy. Na spotkania podróżnicze nie mieliśmy co liczyć. A trzy zlecenia, które pozwoliłyby nam przetrwać, stanęły dla nas pod znakiem zapytania. Dopiero z czasem nasi partnerzy potwierdzili, że nie mamy się czym martwić i to pozwoliło nam trochę odetchnąć. Sprawdziło się przysłowie, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, i po raz kolejny przekonaliśmy się, jak ważny jest w życiu dobór dobrych ludzi do współpracy. 

Wiedzieliśmy, że lekko nie będzie. Ale przynajmniej uwierzyliśmy, że damy radę przetrwać i ocalić Fundację. Te doświadczenia okupiliśmy olbrzymim stresem i nerwami - kolejne miesiące pracy nad przewodnikami nas uratowały, ale to, co działo się wokół, nie pozwoliło się nam naprawdę nimi cieszyć. Naszym życiowym celem jest zachęcanie ludzi do podróżowania po Polsce. W dobie pandemii, świadomi zagrożeń, nie mogliśmy tego robić autentycznie. Znaliśmy ryzyko. Nie mogliśmy narażać naszych turystów tylko dlatego, że chcieliśmy być widoczni. Wiedzieliśmy, że musimy zwolnić.

Zapomnienia szukamy na Żuławach

W kwietniu po raz pierwszy obchodziliśmy święta z naszą rodziną na Skype. Przedziwne doświadczenie. Smutek i napięcie postanowiliśmy strząsnąć z siebie na Żuławach. I choć zwykle mówimy o nich, że to taki depresyjny krajobraz, bo leży poniżej poziomu morza, to tym razem zadziałał jak balsam na naszą duszę. 

Uzbrojeni w ręcznie uszyte maseczki i kopię umowy z Miastem Malborkiem, wyruszyliśmy w teren, aby przygotować i opisać wycieczki po Malborku i Żuławach. Ta eskapada pozwoliła nam na chwilę zapomnieć o problemach i skupić się na tym, co najważniejsze - na bezpiecznych i ciekawych propozycjach wycieczek dla turystów. Praca nad miniprzewodnikiem „Ruszaj w drogę na Malbork i Żuławy” zajęła nam jeszcze kilka kolejnych miesięcy, ale za to efekt! Opowiem o nim bliżej sierpnia :) 


Tego nie mogliśmy przewidzieć

Tymczasem przyszedł maj, czyli miesiąc, gdy mieliśmy wyjechać na umówiony wcześniej trip do Opola i Bruntala, do czego zachęciło nas Miasto Opole. Z powodu obostrzeń wyjazd przesunął się na bliżej nieokreśloną przyszłość, a tymczasem w maju wydarzyło się coś, czego się kompletnie nie spodziewaliśmy.

Gdy śledząc internetowe newsy zastanawialiśmy się nad przyszłością turystyki, dotarliśmy do informacji, że wydawnictwa, które znalazły się w trudnej sytuacji, odcinają w pierwszej kolejności nakłady na... przewodniki. Wychodząc z założenia, że w dobie pandemii turystyka padła i nikt się nimi i tak szybko nie zainteresuje. Tymczasem statystyki naszego sklepu internetowego pokazywały coś dokładnie odwrotnego. 

Ludzie w Polsce zaczęli kupować nasz przewodnik po Bieszczadach na potęgę! Okazało się, że w krótkim czasie musieliśmy dwa razy zamawiać dodruk, bo książki schodziły z półki jak świeże bułeczki i to pomimo tego, że były dostępne tylko i wyłącznie w naszym internetowym sklepie. W nasze serca wstąpiła nadzieja. Zaczęliśmy wierzyć, że taka dynamika sprzedaży pozwoli nam przetrwać najtrudniejszy okres. Ale czy radość nie była przedwczesna? 



Tylko doskonałe jest wystarczająco dobre

Podniesieni na duchu z nową energią przystąpiliśmy do realizacji kolejnego projektu, który w naszych głowach mieszkał już od dawna. A skoro nie mogliśmy swobodnie podróżować, czas do jego stworzenia wydawał się idealny. Zaczęliśmy nagrywać Podcast Ruszaj w Drogę!

Niektórzy twierdzą, że „zrobione jest lepsze od doskonałego”. Ta maksyma nigdy nie była nam bliska. My wyznajemy raczej zasadę twórców marki LEGO:
 

 „Tylko doskonałe jest wystarczająco dobre”

 
I z taką właśnie myślą przewodnią przystąpiliśmy do nagrywania turystycznych podcastów. Takie podejście oznaczało, że do naszych drzwi co kilka dni zaczęli pukać kurierzy dostarczający kabelki, mikrofony i sprzęt do nagrywania. A kilka miesięcy później, po pierwszych odcinkach, podczas których eksperymentowaliśmy z poduszkami, kocami i metodami tłumienia dźwięku, w końcu w naszym domu powstało studio nagraniowe, w którym sami, własnoręcznie, z pomocą dwóch drabin, okleiliśmy ściany i sufit piankami wygłuszającymi, a potem powiesiliśmy zasłony i firany, aby dźwięk nie latał tak po pokoju. 

Zrobiliśmy to najlepiej jak potrafiliśmy. Efekt? Komentarze, które sugerowały, że zrobiliśmy naprawdę profesjonalną produkcję. A we wszystkim pomagał nam Marcin, który z anielską cierpliwością wycinał nasze mlaskania, jąkania i głupotki. Pierwsze odcinki zaczęliśmy nagrywać ostatniego dnia maja, a cały cykl zaczęliśmy publikować w połowie sierpnia. Dopiero ostatnie miesiące roku przyniosły kryzys, który przyblokował naturalny rozwój tego pięknego dzieła. 
 
 



Krzywa się wypłaszcza, jedziemy na Mazury

Czerwiec i lipiec powitały nas piękną pogodą, jakby na osłodzenie naszych zmartwień i trosk. Powszechnie powtarzana plotka głosiła, że latem wirus się nie rozprzestrzenia, krzywa się wypłaszcza, a życie wraca do normy. Niektórzy nawet w to uwierzyli, co brutalnie zweryfikowała pani jesień, ale wtedy nikt o tym jeszcze nie myślał. Każdy cieszył się chwilą oddechu, turystykę lekko odkorkowano, co przełożyło się na jeszcze większą sprzedaż w naszym sklepie. Nieco uspokojeni wyruszyliśmy w drogę, aby zebrać materiał i napisać nowe przewodniki. 

Najpierw pojechaliśmy na Warmię i Mazury, gdzie zwiedziliśmy gotyckie zamki w Nidzicy, Działdowie, Ostródzie, Kętrzynie, Rynie, Giżycku, Lidzbarku Warmińskim i Olsztynie. Przy okazji zajrzeliśmy też na pola Grunwaldu i do Świętej Lipki oraz zwiedziliśmy skansen w Olsztynku. Po powrocie napisaliśmy mięsisty przewodnik po Szlaku Zamków Gotyckich, który na blogu cieszył się naprawdę sporą sławą.


W wakacje piszemy transgraniczny przewodnik

Potem, wypełniając wcześniejsze zobowiązania, udaliśmy się do Czech, a stamtąd do Opola. Czesi zachowywali się tak, jakby koronawirus nigdy nie istniał, co - nie ukrywam - trochę nas przeraziło. Wystarczyło bowiem przekroczyć niewidzialną niemal granicę z Polską i zajechać choćby do małego Prudnika, żeby poczuć różnicę. O ile w Czechach nie stosowano żadnych obostrzeń, odstępów czy maseczek, o tyle w Prudniku każdy najmniejszy nawet sklep miał wywieszkę z informacją o obowiązku noszenia maseczki oraz o tym, że w środku nie mogą przebywać więcej niż dwie osoby. 

Zwiedzanie i opisywanie wciąż nie było łatwe, ale przynajmniej czuliśmy się trochę bezpieczniej. W Opolu spędziliśmy tydzień odwiedzając miejsca, na które do tej pory nie starczyło nam czasu. Zwiedziliśmy Wieżę Piastowską, Muzeum Śląska Opolskiego i Muzeum Wsi Opolskiej. Po powrocie napisaliśmy dwa przewodniki będące propozycją na spędzenie transgranicznego weekendu - w Opolu i jego czeskim partnerze - Bruntalu. 




Nadzieja przychodzi w sierpniu

A potem przyszedł sierpień. I choć zmęczeni i rozregulowani, to wiedzieliśmy już, że będzie dobrze. Że przetrwamy. Przewodnik „Ruszaj w Bieszczady” po raz kolejny uratował nam życie. Pieniądze, które turyści wydali na tę książkę, osiągnęły sumę, która - bez przesadnych oszczędności - sugerowała, że możemy spać spokojnie. 
 
I ten trend utrzymał się aż do końca września, a publikacja zebrała tak entuzjastyczne opinie, że sami byliśmy nimi zszokowani. To pozwoliło nam wysnuć pewne wnioski na przyszłość, ale ta miała dopiero nadejść i nie będę Ci zdradzać wszystkiego od razu. O tym, na co wpadliśmy, przekonasz się w tym roku, śledząc nasze mailowe wiadomości, profil na Facebooku i - oczywiście - wpisy na blogu! 




Kręcimy film, czyli historia o tym, co nas przerosło

W sierpniu nie zwalnialiśmy tempa, bo nikt nie potrafił przewidzieć, jak długo potrwa „okno koronawirusowe”. Przewodnik „Ruszaj w Drogę na Malbork i Żuławy” spotkał się nie tylko z ciepłym przyjęciem turystów, ale dodatkowo został zauważony przez Pomorską Regionalną Organizację Turystyczną. Miasto Malbork zgłosiło go do konkursu, w którym można było wygrać kilkadziesiąt tysięcy złotych na jego promocję. I nasz wspólny wniosek zajął pierwsze miejsce! To oznaczało, że działamy dalej! W planach znalazły się kampanie w serwisach ogólnopolskich, dodatkowy tekst na naszym blogu, do tego podcasty i - uwaga - film! Tak, po raz pierwszy zdecydowaliśmy się na szalony krok, żeby nagrać film o Malborku i Żuławach. To było coś nowego. To było coś wielkiego. I to było coś, co nas przerosło.

Nikt się nie spodziewał, że nagranie filmu zajmie nam tyle czasu i pochłonie tyle energii. Ale było tam wszystko - plany wycieczek, skondensowana historia regionu, ujęcia z drona a nawet przebitki ze starych zdjęć przedwojennego Malborka. Do tematu podeszliśmy tak, jakby prawa do tego filmu miał od nas kupić co najmniej Netflix. A wszystko robiliśmy sami we współpracy z utalentowanym Mateuszem z Tczewa. Ponieważ jednak była to nasza pierwsza współpraca, toteż trochę czasu zajęło nam „dogranie się”. Jak wyszło? Wyszło tak, że zamiast jednego 10-minutowego filmu, który był w planach, wyszły dwa po kilkanaście minut. Efekt? Sam oceń!:





Te filmy śniły mi się po nocach, a pewnego ranka obudziłam się z płaczem krzycząc: „Już opublikujmy wreszcie te filmy! Nigdy nie skończymy ich robić!” Ale skończyliśmy. I dziś oglądamy je z przyjemnością marząc o tym, że - kto wie - w przyszłości - może powstaną kolejne odcinki o innych regionach Polski? O ile Mateusz będzie chciał jeszcze z nami pracować. Pamiętasz co pisałam wyżej? „Tylko doskonałe jest wystarczająco dobre” :D 
 



W wywiadzie wyznajemy trudną prawdę

Sierpień przyniósł nam jeszcze więcej emocji. Na przykład zapomniałam o Maćka urodzinach, o których przypomniał mi Mateusz składając mojemu mężowi życzenia gdy tylko się z nim przywitał [kurtyna!]. 
 
Ale były też radosne chwile. Opublikowaliśmy pierwszy odcinek Podcastu Ruszaj w Drogę!, a chwilę wcześniej wystąpiliśmy jako goście w Podcaście „Stacja Zmiana”, który prowadzi nasza koleżanka Kasia Michałowska. To był pierwszy tak szczery wywiad od czasu, gdy zrezygnowaliśmy z pracy na etacie, aby realizować marzenia. Myślisz, że opowiadaliśmy o naszych sukcesach i landrynkowych chwilach? Nic z tego! Sam posłuchaj, do jakich zwierzeń namówiła nas Kasia:
Mój apel o opublikowanie „w końcu tych filmów o Malborku i Żuławach” został ostatecznie wysłuchany we wrześniu i od tamtej pory mogłam już spać spokojnie. Tym bardziej, że zanim skończył się wrzesień, wiedzieliśmy już, że z naszym przewodnikiem już wkrótce ruszą w Bieszczady kolejne tysiące turystów. 
 
Postanowiliśmy więc zrobić niespodziankę tym razem dla ich dzieci i wnuków. Chwyciłam za cienkopis, kazałam Maćkowi wydrukować bieszczadzkie zdjęcia i z entuzjazmem zabrałam się za odrysowywanie obrazków do bieszczadzkiej kolorowanki. A w chwilach wolnych układałam do niej wierszyki, które ostatecznie ułożyły się w bieszczadzką epopeję pisaną 10-zgłoskowcem, która przygotowuje dzieci do poznania tego niezwykłego regionu i zajmuje im czas wypełnianiem kredkami czarno-białych konturów. 
 
Oczyma wyobraźni widzieliśmy już małych podróżników pochylonych nad książką z kredką w dłoni i językiem na wierzchu. Ale efektu sprzedażowego nie potrafiliśmy przewidzieć, co uzmysłowił nam listopad.



Marczewscy szczerze o turystyce na portalu Radia Zet

W październiku udzieliliśmy wywiadu dziennikarce Radia Zet, która wypytywała nas, co myślimy o turystyce, o podróżowaniu w pandemii i czy przypadkiem nie wyświadczamy niedźwiedziej przysługi polskim regionom wysyłając tam masy turystów. 
 
Odpowiedzieliśmy, że na szczęście nie jesteśmy jeszcze aż tak sławni, żeby zagrozić polskim regionom, ale cenne pytania przekształciły się w ciekawy wywiad, który pojawił się na portalu radia. Ponieważ jednak to nie my powinniśmy go oceniać, zachęcam Cię do przeczytania i podzielenia się w komentarzu swoją opinią :) 


Czy Wy się nigdy nie męczycie? Męczymy. W listopadzie.

W listopadzie byliśmy już bardzo zmęczeni. Naprawdę zmęczeni. Zmęczeni strachem, niepewnością, wahaniami nastrojów, wydarzeń i ogólnie brakiem kontroli nad naszym życiem. Ostatkiem sił kończyliśmy wydawanie kolorowanki, która pojawiła się w sklepie na Black Friday. 

Bądźmy szczerzy - kolorowanka nie okazała się wydawniczym sukcesem. Przeszła praktycznie bez echa co przekonało nas, że sprzedanie przewodnika a sprzedanie kolorowanki to dwie zupełnie różne rzeczy i jeśli chodzi o to drugie, musimy się jeszcze sporo nauczyć. Tyle że w listopadzie nie mieliśmy już ani siły ani czasu aby wytłumaczyć czytelnikom jak ona działa i dlaczego nie ma takiej drugiej kolorowanki :) Bo kolorowanka to tak naprawdę książka i przewodnik dla dzieci w jednym - ma super moce, tylko trzeba wiedzieć, jak z nich korzystać. 

Tak się zastanawiam, a może powinniśmy zostać przy tym, co potrafimy robić najlepiej - czyli przy pisaniu przewodników i porzucić innowacje?

Czy żałujemy, że poświęciliśmy czas na zrobienie kolorowanki "Pokoloruj Bieszczady"? Absolutnie nie! Mieliśmy ogromną frajdę przy jej tworzeniu. I wciąż wierzymy, że przyda się wszystkim dzieciom, które będą ruszać z rodzicami w Bieszczady. 



Rzeczy, o których nie mówi się głośno

Historia o 2020 roku może Ci się wydawać trywialna. „W końcu nic takiego się nie stało”, „przetrwaliście”, „nie było tak źle”. Sama to sobie powtarzałam w grudniu, ale prawda była bardziej skomplikowana. Nie mamy w zwyczaju pisać o tym, co nam się nie udało, ani o ludziach, którzy nas zawiedli. Ale gdzieś tam w tle, pomiędzy kolejnymi wyzwaniami, działy się trudne rzeczy. 

Po pierwsze mieliśmy wewnętrzny i moralny konflikt - bardzo chcieliśmy dzielić się pomysłami na wycieczki jak zawsze, ale zdawaliśmy sobie sprawę, że w dobie pandemii jest to po prostu nie na miejscu. Po raz pierwszy odczuliśmy jak to jest, gdy nie możesz robić rzeczy, które są istotą Twojego życia. Czuliśmy się dosłownie tak, jakby ktoś wyrwał nam serce. Dlatego ograniczyliśmy naszą widoczną działalność i skupiliśmy się na pracy wewnętrznej, na którą przez ostatnie lata wciąż brakowało nam czasu. W czasie, gdy inni pokazywali, że podróżowanie w czasach pandemii jest możliwe, my daliśmy krok wstecz. Pokazywaliśmy nasze wycieczki, ale w tych przekazach trudno było odnaleźć entuzjazm. Sami to czuliśmy, więc postanowiliśmy, że nie będziemy ściemniać.

Po drugie coś się stało z ludźmi, których spotykaliśmy na naszej drodze. Ludźmi, którzy mieli nam pomagać, a tylko przysparzali nam zmartwień. Ile razy w życiu słyszałam: 

„Kasia, przesadzasz”, 

„Kasia, nie mierz wszystkich swoją miarą”, 

„Kasia, nie możesz oczekiwać tyle od ludzi”. 

Więc chyba za dużo oczekiwaliśmy. Sami dajemy z siebie tyle, ile to tylko możliwe w danych okolicznościach. Niezmiennie dziwi nas więc, że niektórzy ludzie, nawet jeśli chcą dobrze, to ostatecznie stają się przyczyną problemów, zamiast ich rozwiązaniem. I takich osób o dziwo spotkaliśmy w tym roku całkiem sporo. 

Czy to pandemia ich tak zmieniła? Czy to nasze odczucie spowodowane podejściem „tylko doskonałe jest wystarczająco dobre”? 

Co mogliśmy zrobić w takiej sytuacji? Jedynie wyciągnąć wnioski, że jeśli chcesz, aby coś zostało zrobione dobrze, musisz zrobić to sam. 


Kasia, jak zwykle przesadzasz  

Zatem jeśli w listopadzie byliśmy już bardzo zmęczeni, to w grudniu byliśmy już tak bardzo zmęczeni, że mnie przy równowadze trzymała już chyba tylko medytacja, na którą zapisałam się kilka tygodni wcześniej. To nie był dla nas dobry czas ani na pisanie na bloga, ani na aktywność w mediach społecznościowych. Pewnego wieczoru, gdy próbowaliśmy nagrać kolejny odcinek podcastu, a do wycięcia było więcej nagrania niż do publikacji, po prostu się poddaliśmy. 

Nie chcieliśmy oszukiwać ani Ciebie, ani siebie samych, że przecież jest dobrze i jedziemy z koksem! Byliśmy tak zwyczajnie, po ludzku zmęczeni i nic już się nam nie chciało. Straciliśmy zdolność zarażania innych swoją pasją. Chcieliśmy już tylko doczekać końca roku i potem zastanowić się co dalej. Do tego jeszcze doszły choroby naszych bliskich, a potem przyszły święta, które znowu spędziliśmy sami w obawie o zdrowie nasze i naszych rodzin. „Kasia, przesadzasz” - znowu słyszałam to w głowie.

 „Dobrze, przesadzam, niech tak będzie. Taka właśnie jestem - Kasia Przesadzająca” - i to też była dla mnie cenna lekcja, którą przyniósł mi 2020. 


A jednak nie wszystko stracone

A nie mówiłam, że nasze życie w 2020 wyglądało jak w tej opowieści o spacerze do lasu, gdzie za drzewem krył się facet z nożem? Na szczęście uniknęliśmy ataku nożownika, choć czuliśmy już koło siebie jego obecność. Podsumowując 2020, choćbym sobie wmawiała, że przecież nie było tak źle, to nie oszukam tego, co było. A było ciulowo. Nie to miałam na myśli pisząc na pierwszej stronie kalendarza, że „to będzie dobry rok”. Szczerze? Był taki sobie. 

Ale jestem też wdzięczna za wszystko, co się wydarzyło. Bo gdyby pogrzebać w tym popiele, to okaże się, że powstały nowe, fajne przewodniki, wyszło na jaw kto jest naszym prawdziwym przyjacielem, a kto tylko o tym mówi, wystartowaliśmy z nagrywaniem podcastów, a skoro mamy już profesjonalne studio, to wiadomo, że będziemy robić to dalej (wiadomo!), nagraliśmy dwa filmy, a jeszcze na koniec roku okazało się, że przewodnik „Ruszaj na Kociewie Świeckie” przyniósł Starostwu Powiatowemu w Świeciu nagrodę Marszałka Województwa Kujawsko-Pomorskiego w kategorii „ODKRYWCA 2020”

No i wydaliśmy kolorowankę! A ja dzięki temu mogłam w końcu kupić sobie porządne kredki, o których już od dawna marzyłam! 

W drugiej połowie roku pojawiły się też rozmowy o nowych projektach z partnerami, którzy w jakiś magiczny sposób byli w stanie wygospodarować środki na taką współpracę. Jednak kierując się wewnętrznym poczuciem odpowiedzialności i rzetelności wiedzieliśmy, że w tym roku nie damy rady zrobić tego dobrze. Sprawy prawne i podatkowe w Fundacji już od dawna wołały o naszą uwagę i fakt, że w końcu się nimi zajęliśmy, dopisuję do listy sukcesów. Zaczęliśmy też pracować nad nowymi rzeczami, o których - przy dobrych wiatrach - pochwalimy się w tym roku na blogu. 

Ostatecznie też przez cały rok mieliśmy co jeść, mogliśmy terminowo płacić rachunki, a nasza miłość jeszcze się pogłębiła. Nawiązaliśmy wspaniałe relacje z naszymi Darczyńcami, a kot sąsiadów wykorzystał każdą okazję, aby wkraść się do naszego domu i przesypiać w nim długie godziny. Nauczyliśmy się nowych rzeczy, przeszliśmy przyspieszony kurs rachunkowości, a nasze książki po raz pierwszy trafiły do miejskich i wiejskich bibliotek na południu Polski.

Dzięki 2020 wiemy już, że jakikolwiek będzie ten rok, to też damy sobie radę. 

Otrzepujemy kurz z ramion i idziemy dalej pisać dla Ciebie nowe przewodniki. 

Kto wie, może faktycznie za kilka lat stwierdzę, że jednak ten 2020 nie był taki zły?  

Ale dobrze, że już się skończył.


🔥 WSPANIAŁA WIADOMOŚĆ! 🔥 Pierwsze wydanie przewodnika "Ruszaj na Kociewie Świeckie" WYGRAŁO! 🔥 Nagrodził je Marszałek...

Opublikowany przez Ruszaj w Drogę Piątek, 20 listopada 2020

Poczytaj jeszcze. Zobacz jak się zmieniamy

Od ośmiu lat, regularnie w pierwszym miesiącu roku robimy takie podsumowania. Widać w nich jak rośniemy, jak się rozwijamy i jak w każdym podsumowaniu zwracaliśmy uwagę na coś innego:

 

 

 

1 Komentarze

Zostaw po sobie ślad. Daj znać co o tym myślisz :)

  1. 2020 był fatalny. I właściwie 2021 też jakoś dobrze się nie zaczął... Ale nieważne jak źle by nie było, zawsze znajdą się jakieś pozytywy. Cieszę się, że pomimo tych wszystkich przeciwności losu, udało Wam się tyle osiągnąć. Może chcielibyście więcej, ale z drugiej strony przecież lepsze coś niż nic. Miejmy nadzieję, że 2021 nie będzie tak trudny jak jego poprzednik.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
Nowsza Starsza

Pssst, zobacz też nasze książki z pomysłami na wycieczki po Polsce :)

Dziękujemy, że czytasz naszego bloga. Czy wiesz, że piszemy i wydajemy też przewodniki po Polsce? To niezwykłe książki do samodzielnego zwiedzania z gotowymi planami spacerów, szlaków i samochodowych wycieczek na 1 dzień. To gotowe przepisy na udaną majówkę i wakacje w Polsce. Są jak dobry przyjaciel, który poprowadzi Cię za rękę. E-booki wysyłamy natychmiast, do zestawów książek dajemy super gratisy, a zamówienia wysyłamy codziennie koło południa - nawet jutro mogą już być u Ciebie. I jeszcze darmowa dostawa dla każdego zamówienia od 120 zł!

Przewodnik Ruszaj w Bieszczady - książka i e-book
Przewodnik Ruszaj w Bieszczady - książka i e-book
Przewodniki po Polsce od Ruszaj w Drogę! - praktyczne i przydatne
Przewodniki po Polsce od Ruszaj w Drogę! - praktyczne i przydatne
Formularz kontaktowy